Moje człowieki
Dzisiaj opowiem Wam jak poznałem moich człowieków. Pewnego dnia pojawiło się dwoje ludzi – ona i on. Na początku podeszliśmy do siebie z dystansem. Było mi z rodziną dobrze i wcale nie chciałem się wyprowadzać. No wiecie jak to jest, wikt i opierunek za darmo, do czynszu nie trzeba się dorzucać. Trochę matka warczała, że czas bym się usamodzielnił, ale kto by się tym przejmował.
Oni zaczęli przyjeżdżać coraz częściej i wyprowadzać mnie na spacer. Ok, było miło, ale chyba mieli pietra. Po pewnym czasie to właściwie czekałem na nich, bo mogłem sam wyjść na spacer w inne miejsca a nie tam gdzie reszta rodziny.
I jakoś zacząłem się do nich przyzwyczajać.
Któregoś razu przyjechałem do innego domu. I zostałem. Na początku było dziwnie. Wszystko było inne. Okazało się, że mają jeszcze inne małe, kicające zwierzątko. Ale nie pozwolili mi się z nim bawić, bo ono bardzo uciekało.
Dostałem swój pokój i mogłem robić w nim co chciałem. Prawie. Aha, dzielę go z rybkami, ale one się do niczego nie nadają. Ani nie można się z nimi bawić, ani zjeść. Więc zasiedliłem od razu sofę i tapczan. Dostałem też duże legowisko w przedpokoju, ale tam siadam od święta.
Po pewnym czasie postanowiłem, że tu zostanę. No i zaczęliśmy się nawzajem oswajać …