Idziemy z psem w góry cz.1
Korzystając z okazji, że powolne rozkręcanie bloga zbiega się w czasie z naszymi wakacjami postanowiłem napisać kilka zdań o łażeniu z psem po górach. Generalnie jest to duża frajda, ale wymaga przystosowania się.
Pierwsze nasze wyjazdy to była wielka niewiadoma. Kiedy w domu pojawił się pies, po prostu któregoś dnia zabraliśmy go ze sobą. Wyjście w góry było jak dłuższy spacer na siku: obroża, smycz a oprócz tego ciężki plecak na grzbiecie. Lind w nowym otoczeniu, wśród mnóstwa zapachów i smycz trzymana w ręce oznaczały jedno – walkę o niewyrwanie mojego ramienia z korzeniami. Pies też zbyt komfortowo się nie czuł – naprężając swoją obrożę na szyi zaczynał charczeć i się podduszać, co wcale nie przeszkadzało mu ciągnąć dalej. Kiepsko. Trzeba było coś z tym zrobić. Zaczęliśmy uzbrajać się w sprzęt.
Najpierw poszukaliśmy rozwiązań w sklepach internetowych. W jednym z nich kupiliśmy: dla psa szelki typu norweskiego marki Hunter i zestaw hands free marki Trixie. Szelki są OK. Solidnie wykonane, ładne, kolorem pasują do Linda. Jak się przyjrzeć z bliska to widać wzorek, na przemian, w kwiatki i trupie czaszki, ale to pewnie dlatego ta wersja stylistyczna była 30zł tańsza. Tych szelek używamy do dziś. Zestaw Trixie składał się z pasa dla dwunożnych i smyczy łączącej z czteronożnym. Smycz jest całkiem niezła. Posiada amortyzator tłumiący szarpnięcia, klamerkę do szybkiego odpięcia smyczy od pasa i uchwyt. Natomiast pas jest beznadziejny.
Przypomina wielką gumę od majtek. Ciągnący pies napręża go do granic możliwości a my lecimy za psem na pulsującej, obciążającej plecy sprężynie. Po godzinie ma się dosyć gór, spacerów, psa i w ogóle wszystkiego. Tak więc postęp był, bo przynajmniej psu było wygodnie. Poszukiwania kontynuowaliśmy, ale o tym następnym razem …
One thought on “Idziemy z psem w góry cz.1”