Byliśmy w ostatnią niedzielę na długim spacerze. Tatuś wywiózł nas na pola. Ale nie takie zwykłe.

Jest takie miejsce we Wrocławiu, o którym, choć jestem rodowitą wrocławianką, niewiele słyszałam.

W mieście jest obszar 1100 ha, który służył do oczyszczania ścieków miejskich. Istnieje już od 1890 roku. W tej chwili jego znaczenie już jest mniejsze bo mamy nową oczyszczalnię na Janówku. Ciągle jednak pełni funkcję naturalnej oczyszczalni mechaniczno-biologicznej dla niewielkiej części miasta oraz dla odprowadzania deszczówki. A ponieważ teraz już normalnie tam pachnie można się tam pokazywać w celach rekreacyjnych.

Taka trochę dzika przyroda. Rozwinął się tutaj swoisty ekosystem, choć stworzony sztucznie przez człowieka. Przede wszystkim to enklawa dla ptaków, ponoć naliczono 182 gatunki. Żyją tu małe ssaki, płazy. Występuje bogata roślinność, wiele chronionych gatunków.

Bardzo fajne jest to miejsce na rowerowe wycieczki. My na razie poruszaliśmy się na piechotę. Było dość gorąco i Lindek bardzo sapał. Pokonaliśmy dzielnie około 7 km. Taki mały trening przed następnymi dogtrekkingami.

Wszystko było ok oprócz… komarów. Po bliższym spotkaniu z hordą krwiopijców, do tej pory jestem spuchnięta.